Kategoria: Articles

  • Katastrofa najsłynniejszej fuzji – Daimler i Chrysler

    Katastrofa najsłynniejszej fuzji – Daimler i Chrysler

    Fundusz private equity Cerberus Capital Management przejmuje przynoszący straty amerykański oddział koncernu DaimlerChrysler. To koniec najsłynniejszej fuzji w historii motoryzacji. Po pozbyciu się amerykańskiej filii, niemiecki koncern zmieni nazwę na Daimler AG.

    W 2006 roku DaimlerChrysler musiał dopłacić do swojego biznesu w USA aż 1,4 – 1,5 mld USD. Nic dziwnego, że informacja o sprzedaży Chryslera spowodowała wzrost akcji koncernu na frankfurckiej giełdzie o 7,2%. Mimo strat, o przejęcie Chryslera walczyło wiele podmiotów, w tym fundusze private equity oraz miliarder Kirk Kerkorian.

    Fuzja Daimlera i Chryslera, przeprowadzona w 1998 roku przez Jürgena Schremppa, prezesa Daimler-Benz, miała na celu stworzenie motoryzacyjnego giganta odpornego na wahania koniunktury. Lee Iacocca, legendarny CEO Chryslera, który dwukrotnie ratował firmę z tarapatów, był już wtedy na emeryturze. Fuzja początkowo zwiększyła kapitalizację giełdową firmy do 84 mld USD, jednak już w 2000 roku, w wyniku dekoniunktury, wartość połączonych firm spadła do 39 mld USD.

    Zderzenie kultur i błędy w zarządzaniu

    Szybko okazało się, że fuzja to nie tylko połączenie sił, ale i zderzenie dwóch różnych kultur organizacyjnych. Amerykańscy menedżerowie Chryslera, znani ze swojej kreatywności, nie mogli odnaleźć się w nowej, sztywnej strukturze narzuconej przez Niemców. Dieter Zetsche, który zastąpił Jamesa Holdena na stanowisku prezesa Chryslera, wprowadził drastyczne cięcia kosztów, co spotęgowało napięcia.

    Schrempp, oskarżany o dwulicowość i złamanie obietnicy o równorzędnym partnerstwie, stał się w USA symbolem porażki. Obiecane zyski z fuzji nigdy nie nadeszły, a Chrysler zamiast oczekiwanych 5 mld USD zysku, przyniósł 5 mld USD straty. Dodatkowo, nietrafiona inwestycja w Mitsubishi Motors pogorszyła sytuację finansową koncernu.

    Upadek Schremppa i rozpad giganta

    W 2005 roku, po trzech kwartałach zysków, Schrempp ostatecznie ustąpił ze stanowiska CEO. Presja na jego odejście była ogromna, a rynek pozytywnie zareagował na tę informację. Ostatecznie, w 2007 roku, Chrysler został sprzedany funduszowi Cerberus Capital Management, co symbolicznie zakończyło historię tej nieudanej fuzji.

    Historia połączenia Daimlera i Chryslera to przykład na to, jak trudne i ryzykowne mogą być fuzje, szczególnie w przypadku firm o tak odmiennych kulturach i stylach zarządzania. To także przestroga, że nawet największe i najbardziej ambitne plany mogą zakończyć się porażką, jeśli zabraknie odpowiedniego zrozumienia i współpracy.

    Słowa kluczowe: Daimler, Chrysler, fuzja, zarządzanie, motoryzacja, biznes, Jürgen Schrempp, Dieter Zetsche, Cerberus Capital Management, rynek motoryzacyjny, strategia

  • Strategie debiutu giełdowego – kluczowe aspekty i koszty

    Strategie debiutu giełdowego – kluczowe aspekty i koszty

    Warszawska Giełda Papierów Wartościowych (GPW) zajmuje czołową pozycję w Europie Środkowo-Wschodniej pod względem liczby debiutów. Choć wartości emisji w Polsce są niższe niż na głównych rynkach europejskich, GPW pozostaje liderem w regionie. W kontekście globalnym, giełda londyńska dominuje, a Wall Street traci na znaczeniu po wprowadzeniu prawa Sarbanesa-Oxleya. W ostatnich latach nowe wielkie oferty akcji są coraz częściej plasowane w Hongkongu i Szanghaju.

    Miesięcznik „CEO” zorganizował debatę na temat strategii debiutu giełdowego, która odbyła się w siedzibie GPW. W debacie wzięli udział eksperci rynkowi oraz prezesi spółek giełdowych, w tym m.in. Rafał Abratański (IDM SA), dr Mieczysław Grudziński (Uniwersytet Warszawski), Anna Janus (IPO.pl), Beata Kacprzyk (GPW), prof. Krzysztof Obłój (Uniwersytet Warszawski), Dariusz Smagorowicz (Pronox Technology SA), dr Ludwik Sobolewski (GPW) oraz Jacek Studencki (Techmex SA).

    Koszty debiutu giełdowego

    Dr Mieczysław Grudziński omówił koszty wprowadzenia spółki na rynek publiczny, do których należą: dyskonto gwaranta, koszty przygotowania i przeprowadzenia oferty oraz niedoszacowanie ceny akcji w IPO. Dyskonto gwaranta na GPW jest stosunkowo niskie. Znacznie większym kosztem jest niedoszacowanie ceny emisyjnej, które w 2006 r. wzrosło do ponad 30%. Co ciekawe, kolejne emisje akcji wiążą się z dużo niższymi kosztami, co sugeruje, że debiut giełdowy jest opłacalny głównie dla spółek planujących dalszy rozwój i kolejne emisje.

    Strategia a kolejne emisje

    Przygotowanie strategii już przed debiutem giełdowym jest kluczowe, ponieważ debiut to obietnica składana inwestorom. Strategia przynosi korzyści szczególnie przy kolejnych emisjach akcji. Z badań wynika, że kolejne emisje nie wiążą się z istotnymi zmianami cen akcji, co oznacza, że debiut jest opłacalny tylko dla firm planujących dynamiczny rozwój i pozyskiwanie kapitału z rynku w przyszłości.

    Podsumowanie

    Debiut na GPW to strategiczna decyzja, która wiąże się z kosztami, ale i potencjalnymi korzyściami. Kluczowe jest zrozumienie struktury kosztów, w tym efektu niedoszacowania ceny akcji. Spółki, które nie planują dalszego rozwoju i kolejnych emisji, powinny rozważyć inne formy finansowania, ponieważ koszty debiutu mogą być dla nich zbyt wysokie.

    Artykuł powstał na podstawie debaty miesięcznika „CEO” zorganizowanej w siedzibie GPW.

  • Planowanie sukcesji w firmie – kluczowy element strategii

    Planowanie sukcesji w firmie – kluczowy element strategii

    Sukcesja na stanowisku prezesa jest nieuniknionym procesem w każdej firmie. Skuteczne wyłonienie następcy wymaga starannego planowania. Rada nadzorcza, odpowiedzialna za ten proces, zazwyczaj poszukuje kandydatów wewnątrz organizacji. Jednak w przypadku chęci wprowadzenia radykalnych zmian w strategii firmy, może sięgnąć po talenty z zewnątrz, na przykład z firm konkurencyjnych.

    Wyzwania demograficzne a plan sukcesji

    Współczesny rynek pracy stoi przed wyzwaniem demograficznym. Pokolenie wyżu demograficznego wchodzi w wiek emerytalny, a liczba młodych talentów, które mogłyby ich zastąpić, jest ograniczona. Według prognoz Development Dimensions International, w ciągu kilku najbliższych lat w wielu firmach 40-50% menedżerów odejdzie na emeryturę. To oznacza nasilenie walki o talenty i podkreśla konieczność przygotowania planów sukcesji.

    Badania National Association of Corporate Directors wskazują, że 45% amerykańskich firm o wartości powyżej 500 mln USD nie ma jasnego planu sukcesji. Z kolei analiza Retention Practices Survey z 2000 roku wykazała, że najwyższy odsetek rezygnacji ze stanowisk dotyczył wysokiej klasy specjalistów. W ciągu ostatnich 10 lat średni czas urzędowania prezesa firmy skrócił się z 8 do niespełna 5 lat.

    Paniczne poszukiwania a planowanie strategiczne

    Firmy często zbyt późno zaczynają myśleć o sukcesji. Head hunterzy wskazują, że gdy klienci zgłaszają się z problemem znalezienia następcy CEO, zazwyczaj jest już za późno. Przykładem może być firma Boeing, która po odejściu Phila Condita w 2003 roku, musiała ratować się wiceprezesem Harrym Stonecipherem, ponieważ nie miała przygotowanego planu sukcesji. Podobna sytuacja miała miejsce w Vodafone, gdzie dopiero zapowiedź odejścia prezesa Sir Chrisa Genta w 2002 roku uświadomiła brak strategii sukcesji. Po tym incydencie, Vodafone zaczął odrabiać lekcje i obecnie aktywnie przygotowuje młodych menedżerów do objęcia kluczowych stanowisk.

    W USA coraz więcej firm poważnie traktuje planowanie sukcesji. Według danych Korn/Ferry International, w 2001 roku tylko jedna trzecia rad nadzorczych miała opracowany plan sukcesji lub specjalną komisję ds. sukcesji. Dwa lata później odsetek ten wzrósł do 77%. W Polsce ten trend nie jest jeszcze tak widoczny, ale w ramach dobrych praktyk w spółkach powstają komitety do spraw audytu wynagrodzeń.

    Najczęstsze błędy w planowaniu sukcesji

    Z globalnego raportu Korn/Ferry (Executive Recruiter Index) wynika, że w 2005 roku mniej niż 40% dużych firm miało gotowego kandydata na następcę prezesa. Najczęstszym błędem, wskazywanym przez połowę ankietowanych rekruterów, jest brak odpowiedniego przygotowania. Inne błędy to brak formalnego opisu procesu rekrutacji oraz brak obiektywizmu przy wyborze kandydata z wewnątrz firmy.

    Znalezienie następcy dla prezesa jest jednym z najważniejszych zadań rady nadzorczej. W dobie skandali korporacyjnych i zaostrzonych przepisów, firmy coraz częściej dostrzegają, że planowanie sukcesji to niekończący się proces, który powinien zaczynać się na długo przed odejściem obecnego prezesa.

    Kto powinien planować sukcesję?

    Według ankietowanych przez Korn/Ferry, za planowanie sukcesji powinien odpowiadać komitet ds. planowania sukcesji wyłoniony spośród członków rady nadzorczej (42,8%), sama rada nadzorcza (41,3%) lub aktualny prezes (11,4%).

    Sukcesja z wewnątrz czy z zewnątrz?

    Duże firmy rzadko decydują się na zatrudnienie prezesa z zewnątrz. Taki ruch jest często sygnałem problemów wewnątrz organizacji. Z drugiej strony, dobrze przeprowadzona sukcesja z osobą z wewnątrz firmy świadczy o dobrym zarządzaniu.

    Badanie Booz Allen Hamilton pokazuje, że prezesi z zewnątrz osiągają lepsze wyniki w pierwszym roku urzędowania, ale osoby awansowane wewnątrz organizacji radzą sobie lepiej w dłuższej perspektywie (ponad 2 lata) i dłużej utrzymują swoje stanowisko. Osoby z zewnątrz łatwiej wprowadzają zmiany, wyznaczają nową strategię i redukują koszty. Z kolei osoby z wewnątrz lepiej rozumieją kulturę firmy, znają klientów i technologię.

    Rola aktualnego prezesa

    W wielu firmach proces sukcesji jest kontrolowany głównie przez aktualnego prezesa. Często jednak proponuje on tylko jednego kandydata, co może nie być zgodne z oczekiwaniami rady nadzorczej. Wzorcowym przykładem jest Jack Welch, który na długo przed emeryturą przedstawił trzech potencjalnych następców w General Electric, umożliwiając radzie nadzorczej dokładne poznanie każdego z nich.

    Rekomendacje dla komitetów sukcesji

    National Association of Corporate Directors zaleca komitetom sukcesji:

    • Regularne spotkania rady nadzorczej z prezesem i zarządem dotyczące planowania sukcesji i rozwoju przywództwa.
    • Wpisanie odpowiedzialności za sukcesję prezesa do oficjalnych obowiązków rady nadzorczej.
    • Informowanie rady nadzorczej o poszukiwaniach kandydatów na nowych liderów.
    • Zapewnienie, że członkowie komitetu sukcesji mają odpowiednie kwalifikacje do oceny potencjalnego CEO.

    Podsumowując, planowanie sukcesji to kluczowy element strategii każdej firmy. Wymaga zaangażowania zarówno zarządu, jak i rady nadzorczej, a także starannego przygotowania i przemyślanej strategii. Odpowiednie zaplanowanie tego procesu pozwala na płynne przekazanie władzy i minimalizuje ryzyko związane ze zmianą na szczycie.

  • Sukces sukcesora – planowanie sukcesji w firmach

    Sukces sukcesora – planowanie sukcesji w firmach

    Autor: Wanda Żółcińska

    Gdy osoby z kluczowych stanowisk nagle odchodzą z firmy, jest już za późno na szukanie ich następców. Proces przygotowywania sukcesji trwa kilka lat, a nie kilka miesięcy. Polskie firmy właśnie zaczynają sobie zdawać z tego sprawę.

    Nieoczekiwany wakat

    Nieoczekiwany wakat na stanowisku menedżerskim to bolesna lekcja dla większości firm. Osoba, która przychodzi „z łapanki”, według wszelkiego prawdopodobieństwa na strategicznym stanowisku się nie sprawdzi. W USA już od kilku lat przedsiębiorstwa znakomicie sobie z tymi problemami radzą – przez cały czas szykują gabinety cieni i wynajdują najwybitniejszych pracowników wewnątrz własnych struktur, których po prostu krok po kroku do przyszłej sukcesji przygotowują.

    Pierwszy szkic

    W polskich firmach powoli zaczyna się moda na zarządzanie talentami, a naturalną kontynuacją takich działań jest planowanie sukcesji na strategicznych stanowiskach. W USA ten trend jest widoczny już od kilku lat – coraz więcej firm poważnie myśli o planach sukcesji. Jak wynika z danych Korn/Ferry International, w 2001 r. jedynie jedna trzecia rad nadzorczych miała opracowany plan sukcesji lub wydzieloną specjalną komisję, która się tym zagadnieniem zajmowała. Już dwa lata później odsetek podskoczył do 77%.

    „Planowanie sukcesji jest mniej popularne w firmach polskich niż w zagranicznych, ale coraz więcej rodzimych przedsiębiorstw, zwłaszcza spółki giełdowe, zaczyna o tym myśleć. Są to firmy będące w stanie wyszkolić kadrę, która potrafi tą sukcesją zarządzać. Konieczne jest także ustalenie ścieżek kariery dla wybranych pracowników w organizacji” – mówi Aneta Fita, prezes zarządu SHL Polska.

    Małgorzata Majcherczyk, partner w firmie House of Skills, twierdzi, że w Polsce trudno mówić o spójnych tendencjach. Z jednej strony mamy korporacje międzynarodowe, w których funkcjonują zachodnie modele zarządzania zgodne z najnowszymi trendami, z drugiej zaś dużą liczbę tzw. polskiego biznesu i rodzimych organizacji, które z trudem „gonią” te trendy, albo nawet w ogóle o nich nie wiedzą.

    Proces permanentny

    Plany sukcesji powinny wynikać ze strategii firmy, w perspektywie co najmniej 2 lat. Oznacza to, że strategia biznesowa musi być przełożona na strategię personalną, czyli odpowiadać na pytania, kogo i kiedy firma będzie potrzebować. „Planowanie sukcesji to proces permanentny. Nie wyobrażam sobie 'czystego’ programu zapewnienia sukcesji bez powiązania go z innymi systemami: systemem ocen, rozwoju karier, motywacyjnym, MBO itp. Zazwyczaj pierwsze efekty takich programów pojawiają się po kilku latach” – podkreśla Małgorzata Majcherczyk. „Jeśli firma przygotowała plan sukcesji dla danego kandydata przed rokiem, trudno by nam było go z czystym sumieniem rekomendować na typowane stanowisko. Minimalny czas rozwoju to 2 – 3 lata, wtedy możemy zyskać pewność co do konkretnych osób” – potwierdza Aneta Fita.

    Metody doboru

    Proces rekrutacji następcy w ramach planowania sukcesji na ogół dotyczy osób z samej firmy. Tylko jeśli sytuacja jest podbramkowa, to znaczy, że proces poszukiwania nowego menedżera rozpoczął się, gdy odszedł poprzedni, lub że firma musi gwałtownie zmienić strategię i dlatego szuka się kogoś z zewnątrz. Istnieją liczne narzędzia ułatwiające przygotowanie następców na kluczowe stanowiska. Stosuje się m.in. technikę talent management profile, badanie kompetencji, ocenę 180 stopni, assessment/development center, czy ocenę 360 stopni.

    Pomysł na talent

    Planowanie sukcesji to w firmach nowość, na ogół inicjatorami wprowadzenia programów są działy HR, w międzynarodowych korporacjach często jest to wymóg centrali. Kluczowe jest zaangażowanie zarządu i działu HR. „Mam nadzieję, że z czasem wyodrębnią się osobne komórki do planowania sukcesji. Już teraz w części firm zatrudniany jest menedżer ds. rozwoju talentów” – uważa Aneta Fita.

    Istotne jest również podejście całej kadry menedżerskiej do planów sukcesji. Menedżerowie muszą być przygotowani do tego procesu od strony kompetencji oraz chcieć wskazywać i rozwijać potencjalnych sukcesorów.

    Kto zostanie liderem

    Potencjalni sukcesorzy powinni zostać odpowiednio przygotowani do nowej roli. Firmy muszą unikać wskazywania osób już gotowych do objęcia funkcji, która będzie zwolniona dopiero za jakiś czas. Ważne jest, aby znaleźć alternatywne formy „przytrzymania” sukcesorów, np. projekty specjalne czy staże zagraniczne.

    Artykuł z lutego 2007 roku. Zawiera cenne wskazówki dotyczące planowania sukcesji i zarządzania talentami w organizacji.

    Słowa kluczowe: planowanie sukcesji, zarządzanie talentami, HR, strategia personalna, rozwój kariery, menedżer, lider, rekrutacja, assessment center, rozwój kompetencji.

  • Nadzór korporacyjny a satysfakcja interesariuszy w firmie

    Nadzór korporacyjny a satysfakcja interesariuszy w firmie

    Artykuł pochodzi z magazynu CEO z kwietnia 2006 roku.

    W niniejszym artykule przyjrzymy się trzem modelom nadzoru korporacyjnego, które odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu relacji między korporacjami a ich interesariuszami. Omówimy model stewardship, model interesariuszy oraz model polityczny, analizując ich założenia i wpływ na funkcjonowanie przedsiębiorstw.

    Model stewardship

    Model stewardship zakłada, że menedżerowie są motywowani przede wszystkim potrzebą osiągnięć i poczuciem odpowiedzialności. Zwolennicy tego modelu argumentują, że rady dyrektorów zdominowane przez niezależnych dyrektorów są nieefektywne, a najlepszym rozwiązaniem jest rada składająca się wyłącznie z dyrektorów zarządzających. Twierdzą, że kadra kierownicza jest w stanie sama się kontrolować. Inni sugerują zastąpienie rady formalnym komitetem doradców.

    Choć w niektórych przypadkach, jak np. w firmach rodzinnych, rada dyrektorów może być zbędna, w korporacjach publicznych jest ona istotnym elementem struktury organizacyjnej. Tradycja i system prawny zakładają, że członkowie rady, wybierani przez akcjonariuszy, są bardziej odpowiedzialni niż wynajęci menedżerowie. Rada dyrektorów pełni również ważną rolę w relacjach z zewnętrznymi interesariuszami.

    Koncepcja stewardship jest istotnym głosem w dyskusji o zarządzaniu. Praktyka japońskich korporacji oraz obserwacje efektywności rad dyrektorów w USA i Europie potwierdzają jej znaczenie. Konkurencja i różnorodność poglądów w radzie mogą prowadzić do lepszych decyzji biznesowych, podobnie jak konkurencja rynkowa stymuluje innowacje i wzrost gospodarczy.

    Model interesariuszy

    Model ten opiera się na teorii interesariuszy (stakeholder theory), która mówi, że przedsiębiorstwo ma zobowiązania wobec szerokiego grona podmiotów, a nie tylko wobec swoich właścicieli. Celem firmy jest tworzenie wartości dla wszystkich interesariuszy poprzez przekształcanie ich wkładów w dobra i usługi. M. Blair podkreśla, że celem dyrektorów i menedżerów powinno być maksymalizowanie całkowitego bogactwa tworzonego przez firmę, poprzez motywowanie wszystkich uczestników procesu i synchronizowanie ich interesów z interesami akcjonariuszy.

    Podejście to ma zwolenników również w USA, w tym Michaela Portera, profesora Uniwersytetu Harvarda, który proponował włączenie do rad dyrektorów przedstawicieli pracowników, kluczowych klientów, dostawców, doradców finansowych oraz lokalnej społeczności. Krytycy tej koncepcji sugerowali powołanie Rady Interesariuszy jako ciała doradczego, funkcjonującego obok rady dyrektorów.

    Konieczność uwzględniania przez korporacje interesów pozakorporacyjnych jest coraz bardziej dostrzegana. American Law Institute uważa, że współczesna korporacja ma uzasadnione interesy w relacjach z pracownikami, klientami, dostawcami i lokalnymi społecznościami.

    Model polityczny

    W modelu politycznym kluczową rolę odgrywa ustawodawstwo, które przyznaje przywileje grupom tworzącym korporację. Dystrybucja korzyści między interesariuszami jest wynikiem decyzji państwowych i może się zmieniać wraz ze zmianami politycznymi. Amerykańskie prawo korporacyjne ewoluowało na przestrzeni lat, od ograniczenia czasu trwania korporacji do wprowadzenia pojęcia korporacji jako osoby prawnej z ograniczoną odpowiedzialnością.

    Obecne regulacje kładą nacisk na akcjonariuszy i dają dużą swobodę kadrze kierowniczej. Pozostali uczestnicy procesu znajdują się na obrzeżach systemu corporate governance. Skandale korporacyjne, takie jak Enron, mogą jednak prowadzić do zmian w tym zakresie.

    Podsumowanie

    Przedstawione modele nadzoru korporacyjnego ilustrują różne podejścia do zarządzania i relacji z interesariuszami. Wybór odpowiedniego modelu ma istotny wpływ na funkcjonowanie firmy i jej zdolność do tworzenia wartości. Niniejszy artykuł otwiera cykl publikacji na temat corporate governance, bazujących na książce „Nadzór korporacyjny” autorstwa Krzysztofa A. Lisa i Henryka Sterniczuka.

    Autor: Henryk Sterniczuk, profesor zarządzania i biznesu międzynarodowego oraz dyrektor programu MBA na University of New Brunswick w Kanadzie.

  • Stalowy Hindus – sylwetka Lakshmiego Mittala, magnata stali

    Stalowy Hindus – sylwetka Lakshmiego Mittala, magnata stali

    Autor: Wanda Żółcińska

    Lubi ryzyko, bezwzględnie tnie koszty i unika długoterminowych strategii. Kupuje podupadające huty stali i zamienia je w rentowne przedsiębiorstwa. Lakshmi Mittal, właściciel największej firmy stalowej na świecie, to postać nietuzinkowa. Jego droga na szczyt to fascynująca historia sukcesu, determinacji i biznesowego geniuszu.

    Od skromnych początków do globalnego imperium

    Lakshmi Mittal urodził się w 1950 roku w Indiach, w niewielkiej wiosce bez elektryczności. Jego ojciec, Mohan Lal Mittal, był założycielem małej firmy stalowej w Kalkucie. Lakshmi zdobył staranne wykształcenie, kończąc z wyróżnieniem prestiżowy St Xavier’s College w Kalkucie. Po wprowadzeniu restrykcyjnej polityki dotyczącej produkcji stali w Indiach, rodzina Mittalów przeniosła się do Indonezji, gdzie Lakshmi przejął zarządzanie rodzinnym biznesem.

    W 1994 roku Lakshmi Mittal rozpoczął działalność na własną rękę, tworząc Ispat International. Jego strategia polegała na przejmowaniu bankrutujących hut w różnych częściach świata i restrukturyzacji ich w celu osiągnięcia rentowności. Kluczowe dla jego sukcesu było bezwzględne cięcie kosztów, dostosowywanie produkcji do bieżących potrzeb rynku oraz wprowadzanie międzynarodowych standardów zarządzania.

    Strategia przejęć i konsolidacji

    W 1997 roku powstał koncern LNM Group, który w 2004 roku, po fuzji z amerykańską International Steel Group, przekształcił się w Mittal Steel – największego producenta stali na świecie. W 2006 roku doszło do połączenia z głównym konkurentem, luksemburskim koncernem Arcelor, w wyniku czego powstał gigant ArcelorMittal, trzykrotnie większy od kolejnego konkurenta w branży.

    Dziś ArcelorMittal posiada huty na całym świecie, m.in. w Rumunii, Czechach, Polsce, USA, Kanadzie, Meksyku, RPA i Algierii. Sukces Mittala to nie tylko efekt sprawnego zarządzania, ale także sprzyjającej koniunktury, zwłaszcza ogromnego popytu na stal w Chinach i Indiach.

    Klejnot w koronie i życie w luksusie

    Lakshmi Mittal znany jest nie tylko ze swoich osiągnięć biznesowych, ale także z zamiłowania do luksusu. Jego rezydencja w Londynie, kupiona za rekordową wówczas kwotę 105,7 mln USD, sąsiaduje z posiadłością sułtana Brunei i brytyjskiej rodziny królewskiej. Ślub córki Mittala w 2004 roku, który kosztował około 55 mln USD, był szeroko komentowany przez media jako jedno z najdroższych wesel w historii.

    Podsumowanie

    Lakshmi Mittal to przykład przedsiębiorcy, który dzięki odwadze, wizji i konsekwencji w działaniu zbudował globalne imperium. Jego historia pokazuje, że sukces w biznesie można osiągnąć nawet w trudnych warunkach, a kluczem do niego jest umiejętność dostrzegania szans tam, gdzie inni widzą tylko problemy. Artykuł ten jest analizą strategii i sukcesu Lakshmiego Mittala, inspirującą lekturą dla wszystkich menedżerów i liderów biznesu.

    Słowa kluczowe: Lakshmi Mittal, ArcelorMittal, stal, huta, Indie, Indonezja, restrukturyzacja, fuzje, przejęcia, zarządzanie, strategia, biznes, sukces, Londyn, luksus

  • Wycena wartości marki – kluczowy element strategii biznesowej

    Wycena wartości marki – kluczowy element strategii biznesowej

    W dzisiejszym świecie biznesu coraz większą rolę odgrywają aktywa niematerialne. Wśród nich marka zajmuje szczególne miejsce, stanowiąc często najważniejszy element wartości przedsiębiorstwa. Wzrost świadomości znaczenia marki jest widoczny na całym świecie, zarówno w sektorze dóbr konsumpcyjnych, jak i w branżach technologicznych czy finansowych. W Polsce, choć marki globalne to wciąż rzadkość, wartość marek lokalnych, takich jak TP czy Orlen, jest znacząca.

    Znaczenie marki w dzisiejszym biznesie

    Jeszcze do niedawna głównym źródłem wartości przedsiębiorstwa były aktywa materialne. Dziś sytuacja wygląda inaczej. Badania pokazują, że w wielu firmach to właśnie aktywa niematerialne, a w szczególności marka, stanowią większość wartości rynkowej. Według firmy Brand Finance, aktywa niematerialne stanowią średnio aż 62% wartości rynkowej spółek notowanych na 25 kluczowych giełdach świata. W czołówce znajdują się takie kraje jak Indie (76%), Szwajcaria (74%) czy USA (71%).

    W układzie sektorowym, branża technologiczna (91%) i dóbr konsumpcyjnych (86%) wyróżniają się pod względem udziału aktywów niematerialnych w wartości rynkowej.

    Najcenniejsze marki świata

    Ranking „Best Global Brands” firmy Interbrand pokazuje, że wśród najcenniejszych marek dominują te amerykańskie. W 2006 roku w pierwszej dziesiątce znalazło się aż osiem marek z USA, w tym Coca-Cola, Microsoft, IBM, GE, a także jedna europejska (Nokia) i jedna azjatycka (Toyota). Wartość marki Coca-Cola stanowiła prawie 67% wartości rynkowej spółki Coca-Cola Company.

    Wycena marki – dlaczego jest ważna?

    Wycena marki jest kluczowa z punktu widzenia zarządzania marketingowego, fuzji i przejęć, a także identyfikacji aktywów niematerialnych w bilansie. Pozwala na określenie realnej wartości marki, co jest istotne przy podejmowaniu decyzji strategicznych, w tym inwestycyjnych.

    Cele wyceny marki to między innymi:

    • Audyt praw majątkowych
    • Obrót prawami majątkowymi
    • Transakcje kapitałowe
    • Podział majątku wspólnego
    • Aport niematerialny
    • Decyzje rozwojowe i inwestycyjne

    Marka a znak towarowy

    W polskim systemie prawnym powszechnie stosowane jest pojęcie znaku towarowego. Zgodnie z ustawą Prawo własności przemysłowej, znakiem towarowym może być każde oznaczenie, które można przedstawić w sposób graficzny i które nadaje się do odróżnienia towarów jednego przedsiębiorstwa od towarów innego przedsiębiorstwa.

    Podsumowanie

    Wycena wartości marki to istotny element zarządzania nowoczesnym przedsiębiorstwem. Zrozumienie wartości marki i jej wpływ na wartość firmy jest kluczowe dla budowania trwałej przewagi konkurencyjnej. Warto inwestować w budowanie silnej marki, gdyż przekłada się to bezpośrednio na wyniki finansowe i pozycję rynkową firmy. Warto również pamiętać, że marka to nie tylko logo, ale cały zbiór skojarzeń i doświadczeń, które budują jej wartość w oczach klientów, partnerów i inwestorów.

    Artykuł powstał na podstawie analizy historycznej strony CXO.pl z 2006 roku i przedstawia ówczesne trendy w zakresie wyceny wartości marki.

  • Konkurencyjna odpowiedzialność: Jak CSR wpływa na globalne rynki

    Konkurencyjna odpowiedzialność: Jak CSR wpływa na globalne rynki

    Praktyka biznesowa opierająca się na poczuciu odpowiedzialności wobec kontrahentów społecznych i środowiska to coraz ważniejszy element wzmacniania konkurencyjności w skali krajów i regionów, tak w Europie, jak i na świecie. Zwolennikiem włączenia zagadnienia odpowiedzialności społecznej biznesu (CSR) do dziedziny konkurencyjności jest Michael Porter, który uważa, że traktowanie CSR jako elementu strategii jest kluczowe, a nie tylko jako działania wizerunkowe.

    Społeczna odpowiedzialność a strategia firmy

    Społeczna odpowiedzialność biznesu nie może być tylko zimnym wyrachowaniem, ale też nie może pozostawać bez związku z działalnością firmy. Aby stała się istotnym elementem, musi być mocno włączona w strategię firmy. Autorzy raportu „Odpowiedzialność konkurencyjna – przekształcanie światowych rynków przez praktyki społecznie odpowiedzialnego biznesu” przekonują, że odpowiedzialność przekłada się na realną konkurencyjność.

    Pomiar zysku z odpowiedzialności

    Raport porównuje poziom odpowiedzialności w danej gospodarce z poziomem jej ogólnej konkurencyjności. Wykorzystano wskaźniki takie jak National Corporate Responsibility Index (NCRI) oraz Global Competitiveness Index (GCI), aby stworzyć nowy wskaźnik Responsible Competitiveness Index (RCI), który pokazuje korelację między poziomem odpowiedzialności korporacyjnej a konkurencyjnością gospodarki.

    Wyniki rankingu a pozycja Polski

    Kraje skandynawskie przodują zarówno w rankingach konkurencyjności, jak i odpowiedzialności biznesu. Polska i państwa regionu Europy Wschodniej wypadają słabo pod względem wewnętrznego wymiaru NCRI. Uwzględnienie aspektu odpowiedzialności biznesu podwyższyło ranking konkurencyjności Polski, ale nadal plasujemy się w słabszej podgrupie krajów Europy Wschodniej. Wyniki rankingu wskazują, że nie można pomijać kwestii społecznej odpowiedzialności biznesu przy kalkulowaniu swoich szans na światowych rynkach.

    Znaczenie dialogu i budowania świadomości

    Raport Forum Odpowiedzialnego Biznesu (FOB) pokazuje, że dla polskich przedsiębiorców najważniejszymi kontrahentami społecznymi są akcjonariusze, klienci i pracownicy. Najlepsi praktycy odpowiedzialnego biznesu wskazują jednak na szerszy zakres interesariuszy, w tym społeczności lokalne, rząd, dostawców i organizacje pozarządowe. Istotne jest budowanie dialogu z różnymi grupami interesariuszy oraz tworzenie pozytywnego wizerunku przedsiębiorczości, opartego na zasadach odpowiedzialności i konsensusu z otoczeniem.

    Rola państwa w promowaniu CSR

    Państwa i rządy mają istotną rolę w upowszechnianiu odpowiedzialnego modelu biznesu. Mogą to robić nie tylko poprzez przyjazne regulacje, ale również poprzez tworzenie odpowiedniej atmosfery aprobaty i poparcia dla CSR. Ważne jest, aby do publicznej świadomości przebił się pozytywny wizerunek przedsiębiorczości, opartej na odpowiedzialnym podejściu do biznesu. Potrzeba, aby wytworzyła się masa krytyczna, która popchnie polską gospodarkę na tory odpowiedzialnego pojmowania i realizowania biznesu. Inwestycja w technologie i digitalizacje jest kluczowym czynnikiem rozwoju.

    Artykuł powstał na podstawie publikacji z magazynu CEO ze stycznia 2006 roku.

  • Polskie marki udające zagraniczne – strategia na sukces czy droga na skróty?

    Polskie marki udające zagraniczne – strategia na sukces czy droga na skróty?

    Wanda Żółcińska

    Gdyby to Warszawa była stolicą mody, w Paryżu królowałyby buty Jan Kiliński. Ale że tak nie jest, polscy producenci, żeby móc sprzedawać modne ubrania swoim rodakom, udają obcokrajowców.

    Americanos, Deni Cler, Diverse, Gino Rossi, Reserved, Wittchen, Top Secret, Tatuum – obco brzmiące marki doskonale znane z polskich sklepów można mnożyć w nieskończoność. Niewielu kupujących wie, że są to firmy polskie.

    Światowcy we własnym domu

    Na początku lat 90. polskie produkty na ogół kojarzyły się z bazarową tandetą, podróbkami, czymś o gorszym, wtórnym wzornictwie, marnej jakości, ale za to w niższej cenie. Producenci, którzy chcieli osiągnąć coś więcej, wpadali na pomysł ukrywania się pod zagranicznie brzmiącymi nazwami.

    Tak zaczynał np. Americanos. „Na początku działalności firmy skojarzenie z zagranicą niewątpliwie pomagało, ponieważ konsumenci źle postrzegali produkty polskie, które były synonimem słabej jakości, natomiast wszystko, co miało pochodzenie zagraniczne, wzbudzało zaufanie i pożądanie u konsumentów” – mówi Iwona Michałowska, kierownik działu marketingu w Americanos. Łomiankowski producent dżinsów dziś jest jedną z trzech najlepiej sprzedawanych w swojej branży marek, wyprzedza go jedynie Levis i Big Star (firma z Kalisza szyjąca na amerykańskiej licencji), znany jest z agresywnej i kontrowersyjnej kampanii reklamowej. Zaczynał od sklepiku przy Dworcu Śródmieście w Warszawie, w tej chwili ma ok. 250 punktów sprzedaży w całej Polsce.

    Podobną historię ma marka Wittchen, choć tu zostało wykorzystane nazwisko jej założyciela. „Okazało się to rewelacyjnym posunięciem, w dodatku nie musiałem wymyślać nazwy. W momencie, gdy na polskim rynku produkty zagraniczne uważane były za lepsze, nasze produkty również uchodziły za zagraniczne, sądzono, że są z Austrii, Anglii lub Włoch. Było to korzystne, choć trochę mnie złościło – była to tak naprawdę polityka realizowana przez naszych dystrybutorów, sklepy, a nie przez nas. Pracowaliśmy więc nad wysoką jakością produktów. Klienci byli przekonani, że są to wyroby zagraniczne, „bo polskie nie mogą być dobre” – opowiada Jędrzej Wittchen, prezes zarządu i właściciel firmy z podwarszawskich Łomianek, produkującej wyroby skórzane.

    „Dobrze jest się w tej branży kojarzyć z Włochami, na pewno trudniej byłoby wystartować pod polską marką” – twierdzi Tomasz Malicki, dyrektor handlowy z firmy obuwniczej Gino Rossi. Na stronach internetowych firmy ze Słupska możemy przeczytać o mitycznym współzałożycielu Włochu – Gino Rossi. Na początku lat 90. firmę założył Maciej Fedorowicz, jej obecny prezes, i w tej chwili jest to jedna z najsilniejszych marek obuwniczych w Polsce. „Nie robimy całej kolekcji w Polsce, część powstaje we Włoszech. Nie ukrywamy, że obuwie produkowane jest w Polsce” – podkreśla Tomasz Malicki.

    Marketing kosmobistyczny

    Moda na zagraniczne produkty okazała się zjawiskiem trwałym. Do tej pory firmy odzieżowe chcą, aby kojarzono je z Londynem, Paryżem, Nowym Jorkiem, Mediolanem, a niekoniecznie z Warszawą czy Łodzią.

    Gdański producent odzieży LPP w drugiej połowie lat 90. stworzył markę Reserved. W tej chwili spółka osiąga niezłe wyniki na giełdzie i doskonałe na rynku odzieży. „Od początku mamy ambicje uczynić z Reserved markę międzynarodową, angielska nazwa ułatwia nam to zadanie. Konsumenci postrzegają nas jako markę zagraniczną i chcemy, żeby tak było. Polska nie kojarzy się z modą, gdyby to Warszawa była światową stolicą mody, nazywalibyśmy się po polsku. Ale przemysł odzieżowy kojarzony jest raczej z innymi państwami – jeśli chcemy się rozwijać, musimy budować skojarzenia z Anglią, USA czy Francją” – wyjaśnia Krzysztof Śliwiński, dyrektor działu marketingu LPP. Firma wprowadziła niedawno kolejny, równie anglosasko brzmiący brand – Cropp.

    „Przy drogich markach płaci się częściowo za marzenia, za lepszy obraz samego siebie. W kampaniach marketingowych nie komunikujemy, że jesteśmy włoską firmą, stawiamy raczej na nasz wizerunek, podkreślamy, że nasze produkty są eleganckie i wygodne” – zauważa Tomasz Malicki z Gino Rossi. Firma zamierza w przyszłym roku wprowadzić na rynek nową markę G&R, która jest nazwą neutralną – nie brzmi ani polsko, ani obco. Będzie to obuwie damskie średniego segmentu cenowego (Gino Rossi to obuwie droższe).

    Podobnie działają inne marki odzieżowe, w szczególności te skierowane do młodzieży, takie jak choćby Diverse czy Top Secret – trudno na ich produktach znaleźć informację o kraju pochodzenia. Zresztą ten kosmopolityzm marek znajduje coraz wyraźniejsze odbicie w rzeczywistości – coraz więcej polskich firm odzieżowych przenosi swoją produkcję do Azji, gdzie jest po prostu taniej, zaś projektantów zatrudnia z całego świata. Niestety, trudno na razie mówić o polskiej firmie z tej branży kreującej własne trendy – inspiracją stanowią wzorce światowe, choć przystosowane do polskiego odbiorcy. „Gusty klientów są inne w różnych krajach, zawsze stawialiśmy na włoskie wzornictwo, ale dostosowane do polskich warunków” – twierdzi przedstawiciel Gino Rossi.

    Co z tą polskością?

    Americanos spotkał się z zarzutami, że okazał się polską, a nie zagraniczną firmą. „Postrzeganie nas jako firmy zagranicznej wynikało z faktu połączenia produktu dobrej jakości, zgodnego z najnowszymi trendami, i odważnej komunikacji marketingowej, która nie mogła się przecież kojarzyć z polską zaściankowością” – tłumaczy Iwona Michałowska. „Rodowód firmy nigdy nie był ukrywany. Na początku działalności obco brzmiąca nazwa firmy pomagała w zdobywaniu konsumentów, ale jesteśmy przekonani, że przez te wszystkie lata wysoka jakość produktu i konsekwencja w działaniu stały się podstawą zaufania klientów do marki” – podkreśla Michałowska.

    Niektórzy klienci Gino Rossi również czuli się rozczarowani po odkryciu, że ich buty pochodzą ze Słupska, a nie z Mediolanu, jednak firma twierdzi, iż nigdy nie wstydziła się swojej polskości. Nie przeszkadza jej również zbieżność nazw z kilkakrotnie droższą i słynną włoską marką Sergio Rossi.

    „Na krótki dystans opłaca się udawać kogoś innego, ale na długi na pewno nie. W branżach związanych ze stylem życia pomaga wizerunek międzynarodowy. Jednak zwykle po odkryciu mistyfikacji następuje katastrofa. Główną zaletą marki jest indywidualność, inność, niepowtarzalność. Udawanie to działanie jedynie sezonowe” – zauważa Mirosław Boruc, prezes Instytutu Marki Polskiej.

    „Czasem słyszę dyskusje, czy Reserved jest firmą polską czy nie i na ogół większość osób uważa, że to firma zagraniczna. Ale konsumenci nie mają do nas pretensji, gdy okazuje się, że to firma polska” – podkreśla Krzysztof Śliwiński. „Polacy ze zdumieniem odkrywają, że obco brzmiące produkty to wyroby polskie. To rodzaj pozytywnej demistyfikacji” – mówi Mirosław Boruc.

    Zagraniczne nazwy firm często są przekręcane, wymawiane na różne sposoby. „Nie przeszkadza nam zniekształcanie tej nazwy, spolszczanie jej, to zjawisko normalne. Nawet w firmie nie wymawiamy jej zazwyczaj prawidłowo po angielsku, tylko ,rezerwd’, bo tak łatwiej” – śmieje się Krzysztof Śliwiński. Z podobnym dystansem podchodzi do wymowy swojego nazwiska Jędrzej Wittchen: „W firmie wymawiamy to tak, jak się pisze, żeby było łatwiej, natomiast słyszałem już różne wersje – wymawiane z angielska, z francuska, z włoska…”.

  • e-Motoryzacja: Komputer na pokładzie samochodu

    e-Motoryzacja: Komputer na pokładzie samochodu

    Przewidywane na 2006 rok przychody z elektroniki w samochodach, które mają wynieść 40 miliardów dolarów, zachęciły takie firmy, jak Microsoft, Intel czy IBM do zainteresowania się teoretycznie obcym dla nich rynkiem motoryzacyjnym.

    Jeszcze niedawno hasła „Intel” czy „Linux” kojarzyły się wyłącznie ze światem komputerów. Połączenie nazwy „Microsoft” z modelem samochodu wydawało się błędem, przywołując na myśl słynną wymianę zdań między Billem Gatesem a rzecznikiem General Motors. Dziś jednak, żaden z nich nie zaryzykowałby podobnego żartu, biorąc pod uwagę ścisłe powiązania firm komputerowych z branżą motoryzacyjną i znaczne przychody, które w 2002 roku osiągnęły 4 mld USD.

    Już nie tylko radio i ABS

    Kiedyś elektronika w samochodzie oznaczała głównie radioodtwarzacz Blaupunkt czy Pioneer. Do tego grona można było zaliczyć firmę Bosch, znaną z systemów bezpieczeństwa, takich jak ABS, oraz wąskie grono producentów procesorów sterujących pracą silnika. Od 1998 roku pojęcie to nabrało szerszego znaczenia. Kilometry kabli i kilka niezależnych sieci przesyłających informacje o ciśnieniu w kołach czy poziomie paliwa stały się standardem w nowoczesnych limuzynach. Systemy nawigacyjne i komputery pokładowe zyskują na popularności, również w autach z niższej półki, czego przykładem jest Fiat. Stworzenie zaawansowanego systemu nawigacyjnego bez wsparcia doświadczonych firm software’owych byłoby kosztowne i czasochłonne, na co giganci motoryzacyjni, jeszcze niedawno borykający się z kryzysem, nie mogli sobie pozwolić. Z drugiej strony, firmy z branży IT dostrzegły szansę na rozwój w nowym obszarze przemysłu, minimalizując przy tym koszty.

    Microsoft niemal wszędzie

    Już w 1998 roku Microsoft przedstawił system Automotive dla samochodów. W wersji demonstracyjnej łączył on nawigację, diagnostykę pojazdu i dostęp do Internetu, umożliwiając aktualizację oprogramowania. Od tego czasu komputer samochodowy zyskał miano telematycznego.

    Microsoft Automotive bazuje na platformie Windows CE, z której wywodzą się systemy operacyjne dla palmtopów, takie jak Windows Mobile. Dzięki temu koszt opracowania Windows Automotive był znacznie niższy, niż gdyby tworzono go od podstaw.

    W 2002 roku BMW wprowadziło na rynek serię 7, do dziś uznawaną za jedno z najbardziej zaawansowanych technologicznie aut na świecie. Duży wkład w ten sukces miał Microsoft, którego system Automotive stał się podstawą dla systemu BMW. Aplikacje są wyświetlane na kolorowym ekranie obok kierowcy, a sterowanie odbywa się za pomocą pokrętła iDrive. System obsługuje radio, klimatyzację, sprawdza średnią prędkość i zużycie paliwa, a także pozwala na regulację sztywności zawieszenia. Dzięki funkcji rozpoznawania mowy, kierowca może wydawać polecenia głosowe, nie odrywając rąk od kierownicy. System Microsoftu obsługuje również telefon komórkowy. Aplikację nawigacyjną dla BMW opracowała firma Siemens VDO Dayton, również współpracująca z Microsoftem. To pokazuje, jak zaawansowane mogą być i stają się systemy samochodowe. Szacuje się, że obecnie 22% ceny samochodu to koszt systemów elektronicznych, a do 2010 roku wartość ta wzrośnie do 35%. Rynek aut naszpikowanych elektroniką staje się łakomym kąskiem dla gigantów IT, zwłaszcza że według badań IDC, 70% aut wyprodukowanych w 2006 roku będzie wyposażonych w systemy telematyczne. Dla porównania, w 2001 roku sprzedano tylko 75 000 takich samochodów. Według tych samych badań, szacowane przychody z elektroniki w samochodach w 2010 roku mają wynieść 42 mld USD, dziesięciokrotnie więcej niż w 2002 roku.

    Koniecznie z komórką

    Trudno wyobrazić sobie nowoczesny system telematyczny bez modułu telefonu komórkowego. Umożliwia on pobieranie danych z Internetu, odbieranie maili i faksów w aucie, bez konieczności używania laptopa. Dlatego też producenci komórek, jak Siemens w BMW 7, czy Sony Ericsson, przygotowują specjalne oferty dla branży motoryzacyjnej.

    Operatorzy telefonii komórkowej i firmy internetowe również wiążą duże nadzieje z rozwojem systemów telematycznych. Przewiduje się, że w 2005 roku przychody z dostępu do Internetu z samochodu wyniosą 20 mld USD. Na tę sumę składają się nie tylko opłaty za transmisję danych, ale również koszty subskrypcji dedykowanych serwisów, np. raportów o korkach czy stanie dróg. Opłata za parkowanie może być pobierana przez SMS. Wkrótce serwisy MMS-owe zyskają na znaczeniu, umożliwiając na przykład codzienne przesyłanie zdjęć domu podczas delegacji.

    Artykuł z czerwca 2004 roku. Autor: Cezary Kramp