Autor: crDXr5QY3J4TT

  • Kłamstwa w CV to norma – co trzeci kandydat mija się z prawdą

    Kłamstwa w CV to norma – co trzeci kandydat mija się z prawdą

    Badanie przeprowadzone przez firmę rekrutacyjną Antal International wykazało, że aż 32% kandydatów ubiegających się o pracę na stanowisku specjalisty lub menedżera podaje nieprawdziwe informacje w swoich życiorysach. Problem ten dotyczy przede wszystkim znajomości języków obcych oraz zakresu pełnionych obowiązków.

    Najczęstsze kłamstwa w CV

    Analiza 132 CV złożonych między 29 czerwca a 3 lipca 2009 roku pokazała, że kandydaci najczęściej mijają się z prawdą w następujących kwestiach:

    • Znajomość języków obcych (83% przypadków) – kandydaci zawyżają swój poziom biegłości językowej.
    • Zakres obowiązków (27% przypadków) – ubiegający się o pracę przypisują sobie osiągnięcia i obowiązki, których w rzeczywistości nie realizowali.
    • Znajomość metod i koncepcji zarządzania (24% przypadków) – podawanie nieprawdziwych informacji o znajomości np. Lean Manufacturing, 5S, Kaizen, Kanban.
    • Przebyte kursy (10% przypadków) – umieszczanie w CV fikcyjnych szkoleń i certyfikatów.
    • Staż pracy – ukrywanie przerw w zatrudnieniu, manipulowanie datami rozpoczęcia i zakończenia pracy.
    • Nazwy stanowisk – uatrakcyjnianie nazwy zajmowanego stanowiska.

    Inne nieścisłości

    W życiorysach kandydatów zdarzają się także inne nieścisłości, takie jak pomijanie informacji o urlopach bezpłatnych i wychowawczych, które są wliczane do ogólnego stażu pracy, czy też zawyżanie stopnia samodzielności na danym stanowisku.

    Czy kryzys wpływa na liczbę kłamstw w CV?

    Badanie nie wykazało związku między sytuacją gospodarczą a częstotliwością występowania nieprawdziwych informacji w CV. Nie zidentyfikowano również grupy wiekowej, która najczęściej mija się z prawdą.

    Wnioski

    Problem nieprawdziwych informacji w CV jest powszechny i dotyczy znacznego odsetka kandydatów. Warto pamiętać, że kłamstwo ma krótkie nogi, a weryfikacja informacji zawartych w życiorysie jest standardową praktyką stosowaną przez rekruterów. Podawanie nieprawdziwych danych może skutkować odrzuceniem kandydatury, a w skrajnych przypadkach nawet utratą reputacji.

    Źródło: Antal International

    Artykuł na podstawie analizy CV przeprowadzonej w dniach 29 czerwca – 3 lipca 2009 roku.

  • Zielonooki marketing: Ekologiczne trendy w biznesie

    Zielonooki marketing: Ekologiczne trendy w biznesie

    Marketingowcy chcieliby proekologicznego nastawienia firm, ale biznes podziela ich entuzjazm w umiarkowanym stopniu.

    Według badania American Marketing Association i Fleishman Hillard, kryzys, który wiąże się z cięciem kosztów przez konsumentów, nie hamuje pędu marketingowców do nadawania produktom cech proekologicznych. Połowa ankietowanych marketingowców uważa, że trudne uwarunkowania gospodarcze wręcz zachęcają do przyjmowania proekologicznych praktyk. Aż 58% planuje właśnie w większym stopniu angażować się w realizowanie w firmie koncepcji zrównoważonego prowadzenia biznesu. Dla jednej czwartej badanych, zgodność prowadzenia biznesu z koncepcją zrównoważonego rozwoju jest fundamentem reputacji marki.

    Jednakże, zapytani o to, czy konsumenci skłonni są płacić więcej za „zielone” produkty, w większości (49%) przyznali, że nie. Odmiennie uważa 40%. Optymizm okazuje się też oparty na słabych przesłankach. Tylko 43% badanych spodziewa się, że firmy będą więcej łożyć na proekologiczny marketing (połowa sądzi – że nie). Ponadto, nawet popularne programy, jak recykling albo oszczędność energii elektrycznej realizuje odpowiednio tylko 36% i 20% firm.

    Badanie pokazuje rozdźwięk między intencjami marketingowców a realiami rynkowymi. Pomimo rosnącej świadomości ekologicznej, „zielony marketing” wciąż napotyka na bariery, zarówno ze strony konsumentów, jak i samych przedsiębiorstw.

    Słowa kluczowe: zielony marketing, ekologia, zrównoważony rozwój, kryzys gospodarczy, trendy, badania, konsumenci, marketing, biznes, CSR

  • Polacy systematycznie zwiększają zadłużenie

    Polacy systematycznie zwiększają zadłużenie

    1 lipca 2009 08:26

    Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że w 2008 roku zadłużenie gospodarstw domowych w Polsce dynamicznie rosło, a w 2009 roku dynamika ta nieco zwolniła.

    Wanda Żółcińska

    Pod koniec kwietnia 2009 roku zadłużenie gospodarstw domowych było o 52% wyższe niż w styczniu 2008 roku. Zadłużenie w złotych wzrosło o 27%, a w walutach obcych o 77% (bez uwzględnienia różnic kursowych). Dane te odzwierciedlają saldo kredytów udzielonych przez banki w poprzednich okresach, które nie zostały spłacone na dany dzień.

    W latach 2008-2009 wartość nowych zobowiązań złotówkowych wobec banków utrzymywała się na stałym poziomie – około 4,5 mld zł miesięcznie. Na przełomie 2008 i 2009 roku spadła ilość udzielanych kredytów, co może wskazywać na ograniczenie przez banki udzielania drobnych pożyczek, przyznawanych wcześniej na uproszczonych zasadach. W efekcie, średnia kwota kredytu wzrosła.

    Latem 2008 roku kredyty walutowe stanowiły około połowy wartości nowych kredytów. Obecnie banki udzielają ich w śladowych ilościach. Rok temu udzielano około 15 tys. nowych kredytów walutowych miesięcznie (głównie we frankach szwajcarskich, przede wszystkim na zakup mieszkań), natomiast w kwietniu 2009 roku udzielono ich niecały tysiąc.

    Słowa kluczowe: zadłużenie, gospodarstwa domowe, BIK, kredyty, banki, pożyczki, finanse, gospodarka

  • Emocje z twarzy czytane – jak odczytywać myśli i uczucia rozmówców

    Emocje z twarzy czytane – jak odczytywać myśli i uczucia rozmówców

    W dzisiejszym świecie biznesu umiejętność odczytywania emocji i myśli z twarzy ludzkich jest niezwykle cenna. CIO, którzy opanują tę sztukę, zyskają przewagę w negocjacjach, zarządzaniu zespołami i budowaniu relacji z partnerami biznesowymi. Paul Ekman, wybitny psycholog i autor książki „Emotions Revealed”, przekonuje, że właściwa interpretacja komunikacji niewerbalnej, a zwłaszcza mimiki twarzy, może znacząco podnieść efektywność liderów i menedżerów IT.

    Dlaczego warto nauczyć się czytać z twarzy?

    Zdolność do rozpoznawania uczuć malujących się na twarzach rozmówców pozwala CIO:

    • Szybciej zorientować się, gdy ktoś zaczyna wpadać w gniew lub frustrację.
    • Wyczuwać ukrywane emocje, takie jak strach, pogarda, niesmak czy zdziwienie.
    • Lepiej rozumieć napięcia pojawiające się podczas spotkań i narad.
    • Efektywniej komunikować się z podwładnymi, szczególnie w trudnych sytuacjach.
    • Skuteczniej przekonywać innych do swoich pomysłów i wizji.

    Badania pokazują, że menedżerowie, którzy potrafią dostrzegać i uwzględniać ukryte emocje swoich pracowników, osiągają lepsze wyniki w miejscu pracy.

    Twarz prawdę Ci powie

    Choć mimika twarzy potrafi zmieniać się w ułamku sekundy, a ludzie często starają się ją kontrolować, to jednak, jak twierdzi Ekman, „twarz to jedyny system, który obrazuje nam konkretne emocje, jakich doznaje człowiek”. Każda emocja wywołuje charakterystyczne i możliwe do zinterpretowania zmiany w wyrazie twarzy. Mimika wykształciła się w toku ewolucji jako sposób komunikowania innym osobnikom o zbliżającym się zagrożeniu.

    Ekman przekonuje, że podstawy czytania emocji z twarzy można opanować w stosunkowo krótkim czasie, na przykład korzystając z interaktywnego CD-ROMu lub obserwując własne odbicie w lustrze. Ćwicząc przed lustrem i przypominając sobie sytuacje wywołujące silne emocje, możemy nauczyć się rozpoznawać ruchy mięśni twarzy odpowiadające poszczególnym uczuciom. Pomocne może być również przestudiowanie zdjęć z książki „Emotions Revealed”, gdzie znajdziemy szczegółowe opisy mimiki towarzyszącej różnym stanom emocjonalnym.

    Jak wykorzystać zdobytą wiedzę?

    Gdy już nauczymy się rozpoznawać emocje na twarzach innych, kluczowe staje się odpowiednie reagowanie na te sygnały. Na przykład, gdy podczas rozmowy z pracownikiem na temat braku awansu dostrzeżemy na jego twarzy złość (ściśnięte usta, opuszczone brwi, uniesione górne powieki), warto okazać zrozumienie i chęć rozmowy. Zamiast pytać wprost, czy jest zdenerwowany, co mogłoby sprowokować atak, lepiej powiedzieć: „Wiem, że to trudna informacja. Widzę, że jesteś poruszony, porozmawiajmy o tym”.

    Z kolei, gdy na twarzy pracownika zauważymy strach (uniesione górne i napięte dolne powieki, uniesione i ściągnięte brwi), może to oznaczać obawę o przyszłość. W takiej sytuacji warto zapewnić go o bezpieczeństwie jego pozycji (jeśli to prawda) lub omówić obszary wymagające poprawy.

    Pamiętajmy, że wyraz twarzy informuje nas jedynie o tym, że dana osoba odczuwa jakąś emocję, ale nie mówi nam, co ją wywołało. „Jeśli jednak będziemy wyczuleni na to, co maluje się na twarzach osób, z którymi mamy do czynienia, to będziemy się orientować, w jaki sposób na nie oddziałujemy i jakie emocje te osoby starają się ukryć” – podkreśla Ekman.

    Podsumowanie

    Umiejętność czytania emocji z twarzy to cenna kompetencja dla każdego lidera IT. Pozwala ona lepiej rozumieć innych, budować silniejsze relacje i skuteczniej realizować cele biznesowe. Choć opanowanie tej sztuki wymaga czasu i praktyki, to inwestycja ta z pewnością się opłaci. Zachęcamy do zgłębiania tajników komunikacji niewerbalnej i rozwijania inteligencji emocjonalnej, która jest kluczem do sukcesu w dzisiejszym dynamicznym środowisku biznesowym.

    Artykuł powstał na podstawie materiałów z archiwum CIO.pl z 2005 roku.
  • Pozwy zbiorowe w IT: Czy nowa broń klientów zyska popularność?

    Pozwy zbiorowe w IT: Czy nowa broń klientów zyska popularność?

    Wprowadzenie do polskiego systemu prawnego instytucji postępowań grupowych otwiera nowy rozdział w relacjach między firmami a klientami. Szczególnie interesujące jest, jak ta zmiana wpłynie na sektor IT, gdzie kompleksowość usług i produktów może generować spory. Czy pozwy zbiorowe staną się skutecznym narzędziem dochodzenia roszczeń przez klientów firm technologicznych?

    Postępowania grupowe – nowe narzędzie prawne

    Nowelizacja ustawy wprowadziła możliwość dochodzenia roszczeń w postępowaniu grupowym, co może ułatwić klientom walkę o swoje prawa. W kontekście branży IT, gdzie często mamy do czynienia z umowami na świadczenie usług czy dostawy oprogramowania, ta forma prawna może zyskać na popularności. Klienci, którzy napotkali problemy z jakością usług lub produktów, mogą połączyć siły i wspólnie dochodzić swoich roszczeń.

    Potencjalne zastosowania w branży IT

    Pozwy zbiorowe mogą znaleźć zastosowanie w wielu sytuacjach w branży IT. Przykłady obejmują:

    • Wadliwe oprogramowanie, które powoduje straty finansowe u wielu użytkowników.
    • Niewywiązanie się z umów serwisowych przez dostawców usług IT.
    • Problemy z jakością dostarczanego sprzętu komputerowego.

    Dla klientów indywidualnych i małych firm, pozwy zbiorowe stanowią szansę na skuteczne dochodzenie swoich praw w sporach z dużymi korporacjami technologicznymi.

    Wyzwania i wątpliwości

    Mimo potencjalnych korzyści, istnieją również wyzwania związane z wykorzystaniem pozwów zbiorowych w sektorze IT. Złożoność technologiczna i trudności w udowodnieniu winy mogą stanowić barierę dla klientów. Ponadto, firmy IT mogą bronić się, wskazując na indywidualny charakter problemów zgłaszanych przez poszczególnych klientów.

    Wpływ na rynek IT

    Pojawienie się pozwów zbiorowych może wpłynąć na strategie biznesowe firm IT w Polsce. Większa odpowiedzialność za jakość produktów i usług może stać się koniecznością. Firmy mogą być zmuszone do bardziej rygorystycznego testowania oprogramowania, doskonalenia procesów obsługi klienta i precyzyjnego definiowania warunków umów.

    Podsumowanie

    Pozwy zbiorowe to nowa instytucja w polskim prawie, która może znacząco wpłynąć na branżę IT. Czy zyska popularność wśród klientów firm technologicznych? Czas pokaże. Jedno jest pewne – sektor IT musi przygotować się na nową rzeczywistość prawną, w której zbiorowe dochodzenie roszczeń staje się realną możliwością.

    Słowa kluczowe: pozwy zbiorowe, IT, prawo, klient, usługi IT, oprogramowanie, postępowanie grupowe, roszczenia, sektor technologiczny, Polska

  • Najbogatszy, największy, najdroższy – sylwetka Mukesha Ambaniego

    Najbogatszy, największy, najdroższy – sylwetka Mukesha Ambaniego

    Autor: Wanda Żółcińska

    Tytuł najbogatszego mieszkańca Ziemi zobowiązuje. Mukesh Ambani, prezes Reliance Industries, wszystko robi w skali makro – buduje dom za miliard USD i zarządza największą rafinerią ropy naftowej na świecie. Postanowił także zmienić oblicze hinduskiej wsi i zbudować sieć handlową.

    Jeszcze 26 września 2007 r. Ambani był uznawany za czwartego najbogatszego człowieka na świecie, po Carlosie Slim Helu, Billu Gatesie i Warrenie Buffecie. Już 5 października jego wartość netto była oceniana na 55,8 mld USD, co czyniło go trzecim najbogatszym, po Carlosie Slim Helu (68 mld USD) i Billu Gatesie (59 mld USD). Natomiast 29 października wartość majątku Mukesha Ambaniego przekroczyła 63,22 mld USD, dzięki wzrostowi akcji jego spółek. Stał się najbogatszym człowiekiem na świecie. Jego ambicją jest także bycie najbardziej wpływowym człowiekiem w regionie.

    Ambani twierdzi, że łączna kapitalizacja rynkowa czterech firm należących do Mukesh Ambani Group – RIL, Reliance Petroleum, IPCL i Reliance Industrial Infrastructure – to ponad 50 mld USD i wcale nie jest najbogatszy na świecie.

    Antilia – nowy Babilon

    Architektura nowego domu Ambaniego jest podobno inspirowana Wiszącymi Ogrodami Semiramidy, zaliczanymi do jednego z siedmiu cudów świata. Będzie to budynek 27-piętrowy, wyglądem przypominający szklaną wieżę. Będzie mogło w nim mieszkać 50 przyjaciół rodziny. Będzie też prawdziwe kino, ponieważ Ambani uwielbia produkty Bollywoodu. Nie zapomniano o klubie fitness, basenie oraz o zapewnieniu bezpieczeństwa i licznych drogach ewakuacji. Pokoje rodziny znajdują się na górze, roztaczają się z nich widoki na Morze Arabskie. Rezydencję będzie obsługiwał personel liczący 600 osób. Dom został zaprojektowany przez firmę architektoniczną z Chicago, Perkins and Will.

    Tekstylne fundamenty

    Jego ojciec, Dhirubhai Ambani był synem skromnego nauczyciela. Dorobił się fortuny własną pracą i zasłynął z umiejętności wykorzystywania hinduskiej bizantyńskiej biurokracji i manipulowania politykami. Zaczął od firmy tekstylnej, a zbudował konglomerat, który ma wartość ok. 3,5% hinduskiej gospodarki ocenianej na 4,1 bln USD. W 1977 r. jego firma weszła na giełdę, jako najdroższa w kraju. Rodzina Ambani bezpośrednio kontroluje 46% Reliance, a pozostałe akcje spółki są posiadane przez co czwartego hinduskiego inwestora.

    Specjaliści od public relations Reliance przy każdej okazji przypominają historię firmy, jej trudne początki. Historia ojca Ambaniego stała się nawet inspiracją dla twórców filmu „Guru”.

    Historia rodziny została także opisana w książce Hamisha McDonalda „The Polyester Prince”. Ojciec Mukesha zaczął importować poliester w czasach, gdy bawełna była politycznym symbolem Indii. Jego strategia polegała na cofnięciu się w łańcuchu dostaw i stworzeniu komponentów, które używane były przy produkcji syntetycznych tekstyliów. Budował fabryki poliestru, które rozrastały się w fabryki chemiczne i petrochemiczne. Co ciekawe, wydana w Australii książka nigdy nie ukazała się w Indiach, z powodu obaw przed reakcją rodziny Ambanich. Przedostawały się tam jedynie nielegalne fotokopie.

    Bogactwo w genach

    Mukesh Ambani urodził się w Jemenie w 1957 r. Zdobył tytuł inżyniera chemii na uniwersytecie w Mumbaju. Zaczął studia MBA w Stanford Business School, gdzie zarządzania finansami uczył go noblista Bill Sharpe. Środowisko akademickie i wspaniali wykładowcy – jak wspominał po latach – wywarli na niego wielki wpływ, ale biznesu wolał uczyć się bezpośrednio w rodzinnej firmie. Już po pierwszym roku zaczął intensywnie pomagać ojcu w budowaniu zakładów petrochemicznych w Patalgandze i porzucił studia.

    W 1981 r. zaczął już na pełen etat pracować w firmie ojca. Stworzył 60 nowych fabryk wykorzystujących najnowocześniejsze technologie w przemyśle petrochemicznym i podniósł zdolności produkcyjne firmy. Gdy zaczynał pracę, styl zarządzania w firmie był bardzo otwarty. Mukesh mógł swobodnie zaglądać do gabinetów swoich szefów, wchodzić na spotkania. W ten sposób zdobywał praktyczną wiedzę o zarządzaniu przedsiębiorstwem.

    W 1996 r. firma Ambanich poczyniła kolejny wielki krok: stworzyła rafinerię ropy naftowej w hinduskim Jamnagarze. Mukesh zamieszkał na 3 lata na budowie, gdzie zarządzał 80 tys. ludzi. Była to inwestycja rzędu 26 mld USD. W 2000 r. Indie po raz pierwszy stały się eksporterem energii. Ambani stworzył dla swojego kraju nową gałąź przemysłu praktycznie od zera.

    Rozłam rodzinny

    Dhirubhai zmarł w 2002 r. Kontrolę nad firmą przejęli jego dwaj synowie. Osoby z ich otoczenia od razu przewidywały, że bracia nie będą potrafili razem pracować. Błyskotliwy, młodszy o dwa lata Anil, który ożenił się ze znaną bollywoodzką aktorką, uwielbia drogie markowe ubrania i uprawia co rano jogging (jego szofer jedzie powoli z tyłu). Skończył Wharton School. Mukesh ma opinię domownika, stara się spędzać czas z trójką swoich dzieci, interesuje się też nowymi technologiami. Obie rodziny żyły przez jakiś czas pod jednym dachem, razem z matką braci, Kokilaben, zwaną przez pracowników Reliance „mamusią”.

    Bracia nadal nieustannie się kłócą. Zwyczajem stało się zwoływanie konferencji prasowych, na których ze sobą walczą, często też jeżdżą do New Delhi, aby skarżyć się przedstawicielom rządu, którzy próbują mediować w rodzinnym konflikcie.

    Ich matka często pełni rolę piorunochronu. Być może jedną z przyczyn permanentnego konfliktu jest lakoniczna, licząca jedynie trzy strony umowa o podziale firmy, która pozostawiła zbyt wiele niedomówień.

    Nowatorskie imperium

    Zanim firma weszła na giełdę, Dhirubhai Ambani powtarzał, że potrzebny jest im kapitał, ale nie chcą być zależni od tradycyjnych jego źródeł. Było mu bardzo trudno przekonać banki do swoich ambitnych planów. Uważał, że należy zdobyć pieniądze na rynkach kapitałowych i zwrócić je z zyskiem. Wierzył także, że Indie stwarzają ogromne możliwości. Udało się zbudować firmę bardzo nowatorską jak na hinduskie warunki. Udało się także rozruszać rynek kapitałowy w Indiach. Nastąpiła zmiana zasad działania, inne firmy zaczęły iść w ślady Reliance.

    Artykuł z Grudnia 2007

  • Katastrofa najsłynniejszej fuzji – Daimler i Chrysler

    Katastrofa najsłynniejszej fuzji – Daimler i Chrysler

    Fundusz private equity Cerberus Capital Management przejmuje przynoszący straty amerykański oddział koncernu DaimlerChrysler. To koniec najsłynniejszej fuzji w historii motoryzacji. Po pozbyciu się amerykańskiej filii, niemiecki koncern zmieni nazwę na Daimler AG.

    W 2006 roku DaimlerChrysler musiał dopłacić do swojego biznesu w USA aż 1,4 – 1,5 mld USD. Nic dziwnego, że informacja o sprzedaży Chryslera spowodowała wzrost akcji koncernu na frankfurckiej giełdzie o 7,2%. Mimo strat, o przejęcie Chryslera walczyło wiele podmiotów, w tym fundusze private equity oraz miliarder Kirk Kerkorian.

    Fuzja Daimlera i Chryslera, przeprowadzona w 1998 roku przez Jürgena Schremppa, prezesa Daimler-Benz, miała na celu stworzenie motoryzacyjnego giganta odpornego na wahania koniunktury. Lee Iacocca, legendarny CEO Chryslera, który dwukrotnie ratował firmę z tarapatów, był już wtedy na emeryturze. Fuzja początkowo zwiększyła kapitalizację giełdową firmy do 84 mld USD, jednak już w 2000 roku, w wyniku dekoniunktury, wartość połączonych firm spadła do 39 mld USD.

    Zderzenie kultur i błędy w zarządzaniu

    Szybko okazało się, że fuzja to nie tylko połączenie sił, ale i zderzenie dwóch różnych kultur organizacyjnych. Amerykańscy menedżerowie Chryslera, znani ze swojej kreatywności, nie mogli odnaleźć się w nowej, sztywnej strukturze narzuconej przez Niemców. Dieter Zetsche, który zastąpił Jamesa Holdena na stanowisku prezesa Chryslera, wprowadził drastyczne cięcia kosztów, co spotęgowało napięcia.

    Schrempp, oskarżany o dwulicowość i złamanie obietnicy o równorzędnym partnerstwie, stał się w USA symbolem porażki. Obiecane zyski z fuzji nigdy nie nadeszły, a Chrysler zamiast oczekiwanych 5 mld USD zysku, przyniósł 5 mld USD straty. Dodatkowo, nietrafiona inwestycja w Mitsubishi Motors pogorszyła sytuację finansową koncernu.

    Upadek Schremppa i rozpad giganta

    W 2005 roku, po trzech kwartałach zysków, Schrempp ostatecznie ustąpił ze stanowiska CEO. Presja na jego odejście była ogromna, a rynek pozytywnie zareagował na tę informację. Ostatecznie, w 2007 roku, Chrysler został sprzedany funduszowi Cerberus Capital Management, co symbolicznie zakończyło historię tej nieudanej fuzji.

    Historia połączenia Daimlera i Chryslera to przykład na to, jak trudne i ryzykowne mogą być fuzje, szczególnie w przypadku firm o tak odmiennych kulturach i stylach zarządzania. To także przestroga, że nawet największe i najbardziej ambitne plany mogą zakończyć się porażką, jeśli zabraknie odpowiedniego zrozumienia i współpracy.

    Słowa kluczowe: Daimler, Chrysler, fuzja, zarządzanie, motoryzacja, biznes, Jürgen Schrempp, Dieter Zetsche, Cerberus Capital Management, rynek motoryzacyjny, strategia

  • Strategie debiutu giełdowego – kluczowe aspekty i koszty

    Strategie debiutu giełdowego – kluczowe aspekty i koszty

    Warszawska Giełda Papierów Wartościowych (GPW) zajmuje czołową pozycję w Europie Środkowo-Wschodniej pod względem liczby debiutów. Choć wartości emisji w Polsce są niższe niż na głównych rynkach europejskich, GPW pozostaje liderem w regionie. W kontekście globalnym, giełda londyńska dominuje, a Wall Street traci na znaczeniu po wprowadzeniu prawa Sarbanesa-Oxleya. W ostatnich latach nowe wielkie oferty akcji są coraz częściej plasowane w Hongkongu i Szanghaju.

    Miesięcznik „CEO” zorganizował debatę na temat strategii debiutu giełdowego, która odbyła się w siedzibie GPW. W debacie wzięli udział eksperci rynkowi oraz prezesi spółek giełdowych, w tym m.in. Rafał Abratański (IDM SA), dr Mieczysław Grudziński (Uniwersytet Warszawski), Anna Janus (IPO.pl), Beata Kacprzyk (GPW), prof. Krzysztof Obłój (Uniwersytet Warszawski), Dariusz Smagorowicz (Pronox Technology SA), dr Ludwik Sobolewski (GPW) oraz Jacek Studencki (Techmex SA).

    Koszty debiutu giełdowego

    Dr Mieczysław Grudziński omówił koszty wprowadzenia spółki na rynek publiczny, do których należą: dyskonto gwaranta, koszty przygotowania i przeprowadzenia oferty oraz niedoszacowanie ceny akcji w IPO. Dyskonto gwaranta na GPW jest stosunkowo niskie. Znacznie większym kosztem jest niedoszacowanie ceny emisyjnej, które w 2006 r. wzrosło do ponad 30%. Co ciekawe, kolejne emisje akcji wiążą się z dużo niższymi kosztami, co sugeruje, że debiut giełdowy jest opłacalny głównie dla spółek planujących dalszy rozwój i kolejne emisje.

    Strategia a kolejne emisje

    Przygotowanie strategii już przed debiutem giełdowym jest kluczowe, ponieważ debiut to obietnica składana inwestorom. Strategia przynosi korzyści szczególnie przy kolejnych emisjach akcji. Z badań wynika, że kolejne emisje nie wiążą się z istotnymi zmianami cen akcji, co oznacza, że debiut jest opłacalny tylko dla firm planujących dynamiczny rozwój i pozyskiwanie kapitału z rynku w przyszłości.

    Podsumowanie

    Debiut na GPW to strategiczna decyzja, która wiąże się z kosztami, ale i potencjalnymi korzyściami. Kluczowe jest zrozumienie struktury kosztów, w tym efektu niedoszacowania ceny akcji. Spółki, które nie planują dalszego rozwoju i kolejnych emisji, powinny rozważyć inne formy finansowania, ponieważ koszty debiutu mogą być dla nich zbyt wysokie.

    Artykuł powstał na podstawie debaty miesięcznika „CEO” zorganizowanej w siedzibie GPW.

  • Planowanie sukcesji w firmie – kluczowy element strategii

    Planowanie sukcesji w firmie – kluczowy element strategii

    Sukcesja na stanowisku prezesa jest nieuniknionym procesem w każdej firmie. Skuteczne wyłonienie następcy wymaga starannego planowania. Rada nadzorcza, odpowiedzialna za ten proces, zazwyczaj poszukuje kandydatów wewnątrz organizacji. Jednak w przypadku chęci wprowadzenia radykalnych zmian w strategii firmy, może sięgnąć po talenty z zewnątrz, na przykład z firm konkurencyjnych.

    Wyzwania demograficzne a plan sukcesji

    Współczesny rynek pracy stoi przed wyzwaniem demograficznym. Pokolenie wyżu demograficznego wchodzi w wiek emerytalny, a liczba młodych talentów, które mogłyby ich zastąpić, jest ograniczona. Według prognoz Development Dimensions International, w ciągu kilku najbliższych lat w wielu firmach 40-50% menedżerów odejdzie na emeryturę. To oznacza nasilenie walki o talenty i podkreśla konieczność przygotowania planów sukcesji.

    Badania National Association of Corporate Directors wskazują, że 45% amerykańskich firm o wartości powyżej 500 mln USD nie ma jasnego planu sukcesji. Z kolei analiza Retention Practices Survey z 2000 roku wykazała, że najwyższy odsetek rezygnacji ze stanowisk dotyczył wysokiej klasy specjalistów. W ciągu ostatnich 10 lat średni czas urzędowania prezesa firmy skrócił się z 8 do niespełna 5 lat.

    Paniczne poszukiwania a planowanie strategiczne

    Firmy często zbyt późno zaczynają myśleć o sukcesji. Head hunterzy wskazują, że gdy klienci zgłaszają się z problemem znalezienia następcy CEO, zazwyczaj jest już za późno. Przykładem może być firma Boeing, która po odejściu Phila Condita w 2003 roku, musiała ratować się wiceprezesem Harrym Stonecipherem, ponieważ nie miała przygotowanego planu sukcesji. Podobna sytuacja miała miejsce w Vodafone, gdzie dopiero zapowiedź odejścia prezesa Sir Chrisa Genta w 2002 roku uświadomiła brak strategii sukcesji. Po tym incydencie, Vodafone zaczął odrabiać lekcje i obecnie aktywnie przygotowuje młodych menedżerów do objęcia kluczowych stanowisk.

    W USA coraz więcej firm poważnie traktuje planowanie sukcesji. Według danych Korn/Ferry International, w 2001 roku tylko jedna trzecia rad nadzorczych miała opracowany plan sukcesji lub specjalną komisję ds. sukcesji. Dwa lata później odsetek ten wzrósł do 77%. W Polsce ten trend nie jest jeszcze tak widoczny, ale w ramach dobrych praktyk w spółkach powstają komitety do spraw audytu wynagrodzeń.

    Najczęstsze błędy w planowaniu sukcesji

    Z globalnego raportu Korn/Ferry (Executive Recruiter Index) wynika, że w 2005 roku mniej niż 40% dużych firm miało gotowego kandydata na następcę prezesa. Najczęstszym błędem, wskazywanym przez połowę ankietowanych rekruterów, jest brak odpowiedniego przygotowania. Inne błędy to brak formalnego opisu procesu rekrutacji oraz brak obiektywizmu przy wyborze kandydata z wewnątrz firmy.

    Znalezienie następcy dla prezesa jest jednym z najważniejszych zadań rady nadzorczej. W dobie skandali korporacyjnych i zaostrzonych przepisów, firmy coraz częściej dostrzegają, że planowanie sukcesji to niekończący się proces, który powinien zaczynać się na długo przed odejściem obecnego prezesa.

    Kto powinien planować sukcesję?

    Według ankietowanych przez Korn/Ferry, za planowanie sukcesji powinien odpowiadać komitet ds. planowania sukcesji wyłoniony spośród członków rady nadzorczej (42,8%), sama rada nadzorcza (41,3%) lub aktualny prezes (11,4%).

    Sukcesja z wewnątrz czy z zewnątrz?

    Duże firmy rzadko decydują się na zatrudnienie prezesa z zewnątrz. Taki ruch jest często sygnałem problemów wewnątrz organizacji. Z drugiej strony, dobrze przeprowadzona sukcesja z osobą z wewnątrz firmy świadczy o dobrym zarządzaniu.

    Badanie Booz Allen Hamilton pokazuje, że prezesi z zewnątrz osiągają lepsze wyniki w pierwszym roku urzędowania, ale osoby awansowane wewnątrz organizacji radzą sobie lepiej w dłuższej perspektywie (ponad 2 lata) i dłużej utrzymują swoje stanowisko. Osoby z zewnątrz łatwiej wprowadzają zmiany, wyznaczają nową strategię i redukują koszty. Z kolei osoby z wewnątrz lepiej rozumieją kulturę firmy, znają klientów i technologię.

    Rola aktualnego prezesa

    W wielu firmach proces sukcesji jest kontrolowany głównie przez aktualnego prezesa. Często jednak proponuje on tylko jednego kandydata, co może nie być zgodne z oczekiwaniami rady nadzorczej. Wzorcowym przykładem jest Jack Welch, który na długo przed emeryturą przedstawił trzech potencjalnych następców w General Electric, umożliwiając radzie nadzorczej dokładne poznanie każdego z nich.

    Rekomendacje dla komitetów sukcesji

    National Association of Corporate Directors zaleca komitetom sukcesji:

    • Regularne spotkania rady nadzorczej z prezesem i zarządem dotyczące planowania sukcesji i rozwoju przywództwa.
    • Wpisanie odpowiedzialności za sukcesję prezesa do oficjalnych obowiązków rady nadzorczej.
    • Informowanie rady nadzorczej o poszukiwaniach kandydatów na nowych liderów.
    • Zapewnienie, że członkowie komitetu sukcesji mają odpowiednie kwalifikacje do oceny potencjalnego CEO.

    Podsumowując, planowanie sukcesji to kluczowy element strategii każdej firmy. Wymaga zaangażowania zarówno zarządu, jak i rady nadzorczej, a także starannego przygotowania i przemyślanej strategii. Odpowiednie zaplanowanie tego procesu pozwala na płynne przekazanie władzy i minimalizuje ryzyko związane ze zmianą na szczycie.

  • Sukces sukcesora – planowanie sukcesji w firmach

    Sukces sukcesora – planowanie sukcesji w firmach

    Autor: Wanda Żółcińska

    Gdy osoby z kluczowych stanowisk nagle odchodzą z firmy, jest już za późno na szukanie ich następców. Proces przygotowywania sukcesji trwa kilka lat, a nie kilka miesięcy. Polskie firmy właśnie zaczynają sobie zdawać z tego sprawę.

    Nieoczekiwany wakat

    Nieoczekiwany wakat na stanowisku menedżerskim to bolesna lekcja dla większości firm. Osoba, która przychodzi „z łapanki”, według wszelkiego prawdopodobieństwa na strategicznym stanowisku się nie sprawdzi. W USA już od kilku lat przedsiębiorstwa znakomicie sobie z tymi problemami radzą – przez cały czas szykują gabinety cieni i wynajdują najwybitniejszych pracowników wewnątrz własnych struktur, których po prostu krok po kroku do przyszłej sukcesji przygotowują.

    Pierwszy szkic

    W polskich firmach powoli zaczyna się moda na zarządzanie talentami, a naturalną kontynuacją takich działań jest planowanie sukcesji na strategicznych stanowiskach. W USA ten trend jest widoczny już od kilku lat – coraz więcej firm poważnie myśli o planach sukcesji. Jak wynika z danych Korn/Ferry International, w 2001 r. jedynie jedna trzecia rad nadzorczych miała opracowany plan sukcesji lub wydzieloną specjalną komisję, która się tym zagadnieniem zajmowała. Już dwa lata później odsetek podskoczył do 77%.

    „Planowanie sukcesji jest mniej popularne w firmach polskich niż w zagranicznych, ale coraz więcej rodzimych przedsiębiorstw, zwłaszcza spółki giełdowe, zaczyna o tym myśleć. Są to firmy będące w stanie wyszkolić kadrę, która potrafi tą sukcesją zarządzać. Konieczne jest także ustalenie ścieżek kariery dla wybranych pracowników w organizacji” – mówi Aneta Fita, prezes zarządu SHL Polska.

    Małgorzata Majcherczyk, partner w firmie House of Skills, twierdzi, że w Polsce trudno mówić o spójnych tendencjach. Z jednej strony mamy korporacje międzynarodowe, w których funkcjonują zachodnie modele zarządzania zgodne z najnowszymi trendami, z drugiej zaś dużą liczbę tzw. polskiego biznesu i rodzimych organizacji, które z trudem „gonią” te trendy, albo nawet w ogóle o nich nie wiedzą.

    Proces permanentny

    Plany sukcesji powinny wynikać ze strategii firmy, w perspektywie co najmniej 2 lat. Oznacza to, że strategia biznesowa musi być przełożona na strategię personalną, czyli odpowiadać na pytania, kogo i kiedy firma będzie potrzebować. „Planowanie sukcesji to proces permanentny. Nie wyobrażam sobie 'czystego’ programu zapewnienia sukcesji bez powiązania go z innymi systemami: systemem ocen, rozwoju karier, motywacyjnym, MBO itp. Zazwyczaj pierwsze efekty takich programów pojawiają się po kilku latach” – podkreśla Małgorzata Majcherczyk. „Jeśli firma przygotowała plan sukcesji dla danego kandydata przed rokiem, trudno by nam było go z czystym sumieniem rekomendować na typowane stanowisko. Minimalny czas rozwoju to 2 – 3 lata, wtedy możemy zyskać pewność co do konkretnych osób” – potwierdza Aneta Fita.

    Metody doboru

    Proces rekrutacji następcy w ramach planowania sukcesji na ogół dotyczy osób z samej firmy. Tylko jeśli sytuacja jest podbramkowa, to znaczy, że proces poszukiwania nowego menedżera rozpoczął się, gdy odszedł poprzedni, lub że firma musi gwałtownie zmienić strategię i dlatego szuka się kogoś z zewnątrz. Istnieją liczne narzędzia ułatwiające przygotowanie następców na kluczowe stanowiska. Stosuje się m.in. technikę talent management profile, badanie kompetencji, ocenę 180 stopni, assessment/development center, czy ocenę 360 stopni.

    Pomysł na talent

    Planowanie sukcesji to w firmach nowość, na ogół inicjatorami wprowadzenia programów są działy HR, w międzynarodowych korporacjach często jest to wymóg centrali. Kluczowe jest zaangażowanie zarządu i działu HR. „Mam nadzieję, że z czasem wyodrębnią się osobne komórki do planowania sukcesji. Już teraz w części firm zatrudniany jest menedżer ds. rozwoju talentów” – uważa Aneta Fita.

    Istotne jest również podejście całej kadry menedżerskiej do planów sukcesji. Menedżerowie muszą być przygotowani do tego procesu od strony kompetencji oraz chcieć wskazywać i rozwijać potencjalnych sukcesorów.

    Kto zostanie liderem

    Potencjalni sukcesorzy powinni zostać odpowiednio przygotowani do nowej roli. Firmy muszą unikać wskazywania osób już gotowych do objęcia funkcji, która będzie zwolniona dopiero za jakiś czas. Ważne jest, aby znaleźć alternatywne formy „przytrzymania” sukcesorów, np. projekty specjalne czy staże zagraniczne.

    Artykuł z lutego 2007 roku. Zawiera cenne wskazówki dotyczące planowania sukcesji i zarządzania talentami w organizacji.

    Słowa kluczowe: planowanie sukcesji, zarządzanie talentami, HR, strategia personalna, rozwój kariery, menedżer, lider, rekrutacja, assessment center, rozwój kompetencji.